Niedawno 'się zgadało' z przyjaciółmi o najmilszych momentach życia i wymarzonym miejscu na Matce Ziemi. Wśród tych , które zostawiły we mnie najpiękniejsze wspomnienia, jest pewna noc spędzona nad Narwią , niemal nie przespana a spędzona na patrzeniu w leniwe nurty rzeki i nasłuchiwaniu tego, co wokół śpiewało, cykało, piszczało i pluskało.
Nie wiem dokładnie, gdzie to było ... Późnym wieczorem poszukiwałam noclegu i poprosiłam o niego w jakimś ośrodku położonym przy leśnej drodze , niedaleko przepięknego, białego mostu przerzuconego nad rzeką. Pozwolono mi rozbić namiocik na samym skraju terenu , tuz nad brzegiem Narwi. Dość późno w nocy pogasły światła i umilkły różne - miłe i niemiłe - dźwięki urlopowiczów, ale kiedy to się stało , okolica nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki , zmieniła się nie do poznania. Z mroku , zaczęły wyłaniać się kształty, do uszu dochodzić bzyczenie, cykanie i plusk nurtu rzeki. Co jakiś czas , jej spokojnie płynące wody mąciła rzucająca się ryba a kręgi na wodzie dochodziły niemal do stóp cypelka , gdzie siedziałam.
Rano, kiedy ośrodek spał zmęczony nocnymi pohulankami,, zgodnie z umową zwinęłam swój namiocik , wyniosłam do auta klamoty , ale z kubkiem porannej kawy jeszcze chwilkę posiedziałam na brzegu. Wokół lasy i podmokłe nieco , nieokoszone łąki ... Spokojne i piękne widoki , które do dziś wspominam z sentymentem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz