Zwiedzałam już kilka podobnych obiektów, ale tak 'żywy' skansen, widziałam po raz pierwszy. Budynki i poszczególne obejścia , rozrzucone są w sporych odległościach od siebie , luźno i naturalnie poprzedzielane połaciami pól , na których uprawiane są ziemniaki, zboża, słoneczniki, kukurydza. Teren nie jest nadmiernie wypielęgnowany, lecz wygląda zupełnie naturalnie, przez co miałam czasami wrażenia, jak gdybym nagle wróciła do dziecinnych lat, które spędzałam na radomskiej i skarżyskiej ziemi. Zupełnym zaskoczeniem były niektóre wnętrza i elementy wyposażenia... Co rusz powtarzałam : o rany, mam taki sam dzbanek z kolorowym kogutem ... i taką narzutę w pasy , odziedziczoną kiedyś po babci.
Nie będę dużo pisać na temat obiektów w Muzeum Wsi Radomskiej, widoki na niedoskonałych fotkach mojego autorstwa , bronią się chyba same.
Jedyne, czym chciałabym się podzielić, to refleksją , jaka nasunęła mi się podczas zwiedzania : pewne roczniki, do których i ja się zaliczam , są ogniwem , łączącym tamte , zamknięte w skansenie i zatrzymane dla potomności czasy ze współczesnymi...
Pamiętam bowiem, z końca lat 60-tych i 70-tych , radomskie wsie w okolicach Przysuchy - dokładnie tak wyglądały domy, studnie , wyposażenie codziennie używane w domu moich dziadków.
Gratulacje i wielkie 'Dziękuję' , dla twórców skansenu za zachowanie ducha tamtych czasów , co zapewne nie było łatwym zadaniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz